sobota, 11 lipca 2015

tajemnice

Są takie dni, w życiu każdej kobiety, zapewne i w życiu mężczyzny też się to zdarza ( przepraszam, jeśli w moich niektórych postach będę diabolizować mężczyzn), że jesteśmy bardziej krusi niż zazwyczaj.
To jest właśnie taki dzień.
Powinnam się dzisiaj od rana uśmiechać, a zakopałam się w łóżku z laptopem na kolanach i pragnę zniknąć.
Jest sobota. W weekendy nie rozmawiamy. On spędza czas z rodziną, a ja… A ja się wtedy nie liczę. Wmawia mi, że przecież zawsze o mnie myśli, ale ja już chyba nie jestem taka naiwna.

Na początku naszej znajomości było inaczej, gadaliśmy przez telefon godzinami, kilka razy dziennie. Wyłączał swój telefon na kartę dopiero wieczorem, kiedy wracał do domu. Moje wieczorne bieganie zamieniło się wtedy w wieczorne rozmowy z NIM. Oczywiście na jego służbowo/prywatny numer nigdy nie dzwonię, ani z tamtego numeru nie wysyła mi SMS-ów, wie jak dokładanie zacierać ślady.
Teraz już to tak nie wygląda. Dziennie wymieniamy około czterech SMS-ów, poranne „dzień dobry kochanie”, potem „tęsknie”, „brakuje mi Ciebie”, „co porabiasz?”. Jak kończy pracę, dzwoni do mnie. Chcę mu wtedy tak dużo opowiedzieć, chcę żebyśmy mogli płynnie porozmawiać, bez zbędnego ukrywania czegokolwiek przed sobą, ale jest tyle tematów tabu.
On zawsze mówi, że może powiedzieć mi wszystko, ale na zasadzie, zadaj pytanie, to Ci na nie odpowiem, skoro musisz już wiedzieć. Nie zamierzam czegokolwiek z niego wyciągać, wyznaję zasadę, nie chcesz, nie mów i to jeszcze bardziej nas zamyka.
Nie opowiada mi o swojej żonie, nic o niej nie wiem, nigdy jej nie widziałam. Chyba nie chciałabym jej poznać. Nie potrafiłabym jej spojrzeć w oczy. Co miałabym jej powiedzieć?
„Przepraszam, że zakochałam się w Pani mężu. Kochanie go jest przekleństwem.”
I bez rozmowy z nią czuję się jak dziwka.
Raz, kiedy jechaliśmy razem samochodem, słyszałam jej głos i w oczach stanęły mi łzy. ON tego nie widział, ale miałam ochotę wysiąść, krzyczeć i rzucić się z mostu… Bardzo to przeżyłam.

Zdawkowo i bardzo rzadko opowiada o swoich dzieciach. Są troszkę starsze ode mnie, obojga nas to paraliżuje. Nie raz mi o tym mówił.

Wiecie, co jest najgorsze?
Pamiętam KAŻDE wypowiedziane z jego ust słowo. Znam na pamięć jego gest, czuję pod palcami strukturę jego skóry, moje dłonie pamiętają jak głaszczę go po włosach, kiedy prowadzi, jak się siłujemy, kiedy próbuje rozdzielić moje uda w samochodzie, a ja krzyczę, żeby się skupił na drodze. Kiedy zamykam oczy, natychmiast go widzę, przypominam sobie, jak otwieram mu drzwi do mieszkania i jak mnie całuje… Jest w tym mistrzem. Nie sądzę, że inny mężczyzna miałby do mnie tyle cierpliwości. Łączy w sobie wszystko, czego zawsze pragnęłam. Kiedy jest przy mnie czuję się bezpieczna, beztroska, nawet jeśli trwa to ułamek sekundy, nawet jeśli wchodzi i natychmiast wychodzi, a całe nasze spotkanie trwa piętnaście minut, a najgorsze jest to, że widzę, że jemu to wystarcza.
Kiedyś zadzwonił do mnie rano, że przyjedzie w południe. Spóźnił się dwie godziny, a ja czekałam jak głupia, martwiąc się, że coś mu się stało. Przyjechał o 14, a właściwie wpadł, tłumacząc, że miał potworny kocioł w pracy i nie miał nawet kiedy zadzwonić. Właściwie tylko mnie pocałował, bo nawet chyba nie zamieniliśmy słowa i wyszedł, potwornie się spiesząc.
Jak tylko zamknęłam za nim drzwi, osunęłam się na ziemię oparta o drzwi i wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem, to był pierwszy raz kiedy się rozstaliśmy, ale o tym już następnym razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz